MARNOŚĆ POSTMODERNY

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Bez nadziei i przez okulary czarnego humoru patrzy na świat Palahniuk. Późna nowoczesność jest dla niego czasem smutnym, z więziami społecznymi porozrywanymi tak mocno, że człowiek gotowy jest nawet dostać po twarzy, byleby tylko poczuć bliskość drugiego człowieka. Czasem ciągłego rozbudzania naszych potrzeb przez rynek i ciągłego niespełnienia. Czasem zagubienia egzystencjalnego.
Co gorsza, nie ma nadziei na lepsze jutro, nie ma możliwości uczynienia świata lepszym. Jedyne co można zrobić to uciec od rzeczywistości, zniszczyć ją albo dokonać unicestwienia siebie. O tym jest jego książka „Podziemny krąg” , o kondycji człowieka i świata w XXI wieku.

Ekranizacji „Podziemnego kręgu” dokonał David Fincher, który jak mało kto nadawał się do tego lepiej. Nie tylko przez to, że jest genialnym reżyserem, ale dlatego, że swoja reżyserska karierę rozpoczynał jako twórca reklamówek „Nike” i „Pepsi”. Poznał więc od kuchni jak tworzy się pragnienia.
Film startuje w momencie gdy główny bohater cierpi z powodu bezsenności. Lekarz, którego odwiedza celem dostania jakiejś pigułki nasennej o wzmocnionym działaniu, jako rozwiązanie jego problemu wskazuje mu odwiedzenie kościoła metodystów. Tam odbywają się spotkania grup wsparcia dla ludzi ze wszelkimi możliwymi zaburzeniami i dysfunkcjami organizmu. Ale jest to także miejsce, gdzie ludzie czują wsparcie, bliskość innych i, co chyba najważniejsze, gdzie zostają wysłuchani. Nasz bohater zdrowieje.
Podczas podróży służbowej (zajmuje się obliczaniem opłacalności ratowania ludzkiego życia) spotyka Tylera Durdena, miłego i charyzmatycznego sprzedawcę mydła. Panowie ucinają sobie krótką pogawędkę, w której odnajdują łączące ich odczucia wobec świata. Koniec lotu kończy ich chwilową znajomość.
Nasz bohater jest znów sam, a do tego kłopoty z bagażem zatrzymują go na lotnisku. Nasz bohater jest znów sam, w opuszczonej sali przylotów.
Gdy podjeżdża pod swój dom widzi na chodniku swoją lodówkę. Jego mieszkanie, skonstruowane w taki sposób by jak najszczelniej odizolować go od sąsiadów płonie. Wszystkie przedmioty, jego fetysze, z domowego gniazdka zostają poddane termo degeneracji. Nie mając się gdzie podziać, telefonuje do Tylera. Ten telefon zmienia jego życie.
Ponowne spotkanie naszego bohatera i Tylera odbywa się w knajpie. Kilka piw i długa pogawędka o współczesności odmieniają go. Bohater nasz spowiada się ze swojego przeżartego konsumpcją życia i obiecuje poprawę. Jedyny problem w tym, że porzucając konsumpcję, porzuca także nadzieje na spełnienie. Porzucając konsumpcję zostaje z niczym. Teraz nie tylko jest nieszczęśliwy, ale i pozbawiony nadziei.
Oświecenie, czyli wyzbycie się nadziei na spełnienie i szczęście, u Palahniuka zawsze rozpoczyna romans bohaterów z farmakologią. Leki i wszelakie dopalacze i odżywki pełnia u niego dwie funkcje. Najpierw wspomagają bohaterów, którzy gonią za sławą i pieniędzmi (casus Boba). Gdy jednak nastąpi oświecenie i zostanie porzucona wszelka nadzieja, farmakologia staje się jej substytutem, sztucznie produkując szczęście.
„Fight club” jest bardziej radykalny. Nie będzie tu oszukiwania siebie za pomocą prozaku. Nasz bohater, ten człek, którego nikt, nawet Bóg, nie kocha, postanawia wejść na ścieżkę udoskonalenia się w samo destrukcji. Wyzbywa się wszelkich pragnień i staje się wielkim, terrorystycznym negatywem. Pulsującym nihilizmem, energią chaosu i zniszczenia.
Rozpoczyna od drobnej bójki, zamieszkania w rozpadającym się domu, wyzbyciu się etyki pracy i nałogowego konsumeryzmu. Jednak szybko się rozkręca. Więcej. Zaczyna tym zarażać innych. Otwiera więc podziemny krąg, miejsce wyładowania frustracji ,ale i, jak u metodystów, miejsce gdzie rodzi się przyjaźń i wieź społeczna.
Mimo, że pierwszą zasadą klubu jest nie mówić o klubie, a do tego członkostwo w klubie wiąże się z dużym bólem i sporym ryzykiem, klub ma niezwykłą siłę przyciągania. Ból psychiczny jest widać dużo boleśniejszy niż ból fizyczny.
Ale z czasem ten sposób ucieczki od rzeczywistości przestaje wystarczać. Braterstwo podziemnego kręgu nie chce tylko sobotniego oderwania od traumy post moderny, chce z nią zerwać na zawsze. Podziemny krąg przeradza się w projekt chaos, który za cel obiera sobie unicestwienie rzeczywistości.
Finałową sceną filmu jest pokaz fajerwerków i walących się budynków, organizowanych na koszt bankowej finansjery.
Przesłanie filmu jest więc oczywiste. Musisz być smutny, no chyba, że masz błędy w swoim DNA albo lubisz się oszukiwać nadzieją na lepsze jutro.
Wielkość Finchera widać w tym, jak świetnie potrafił przełożyć klimat książki na obraz filmowy. Smutek, frustracje i beznadzieje czuć tam non stop. Fincher świetnie zna i stosuje psychologie kolorów, a pracę kamery można porównać tylko do finezji z jaką drybluje Messi.
Norton i Pitt zagrali rewelacyjnie, stworzyli świetny duet ego i superego, nauczyciela i mistrza. Są wyraziści, ciekawi, zabawni, kamera lgnie do nich. Są absolutnymi dominatorami ekranu.
Podsumowując. Świetna i mądra proza Palahniuka została przełożona na świetny scenariusz, który został świetnie przełożony na język filmu.

Zwiastun: