Przymroczony Mroczny Rycerz

Data:
Ocena recenzenta: 7/10
Artykuł zawiera spoilery!

Filmem Mroczny Rycerz Nolan wprowadził postać Batmana na nowy, wyższy poziom złożoności psychologicznej, a do całego „Batmanowego gatunku” dołożył mroczności, niejednoznaczności, intelektualizm i pesymizmu. Nowym filmem o Batmanie – Mroczny Rycerz Powstaje – dokonał także czegoś wielkiego: konwencje przerostu formy nad treścią doprowadził do skrajności.

Można wręcz zaryzykować tezę, że nowy film Nolana to eksperyment: sprawdzenie jak wiele luk można popełnić w narracji filmowej, gdy podda się widza ostremu atakowi wizualnemu, a w opowiadanie wprowadzi się tyle akcji i wątków, że brak jest czasu na złożenie wszystkiego do kupy i ogarnięcie całości. Bo gdyby zebrać wszystkie nieścisłości, braki i uchybienia w narracji jakie występują w trzeciej części Nolanowskiej trylogii o człeku-nietoperzu, to można by z nich utworzyć czarną dziurę.
Od strony reżyserskiej temu filmowi nic nie brakuje. Postacie są świetnie zagrane, kamera właściwie wybiera to, co ma pokazać i pięknie kadruje, montaż podkręca napięcie i pozwala łatwo rozpoznać i skategoryzować wątki i postacie, efekty specjalne zachwycają. Jednak na poziomie scenariusza film broni się o wiele słabiej, ma wprawdzie dużą siłę uderzenia, ale gardę trzyma nisko.
Najmocniejszym elementem opowiadania filmowego Mroczny Rycerz był oczywiście Joker i jego ideologia, doniosła i jakże prawdziwa: ich moralność, ich ideologia (mieszkańców Gotham, ale i pewnie ludzi w ogóle) to kiepski żart, porzucą ją, gdy tylko zwietrzą kłopoty(… )gdy stawką będzie ich życie, ci cywilizowani ludzie pożrą się nawzajem. Joker przypomina Sokratesa tylko, że dodatkowo, jako narzędzia filozofii i krzewienia nowej świadomości ,używa benzyny, prochu strzelniczego i dynamitu – głównie dlatego bo są tanie, ale i dają sporo zabawy. Tak, Joker uczy poprzez zabawę, choć trochę cudzym kosztem. Jest ciekawą postacią bo niejednoznaczną, wiedząc iż jest złym chłopcem nie sposób nie przyznać mu racji. Zresztą przez cały film udowadnia (prawie przez cały, Nolan popsuł zakończenie)że prawda jest po jego, złej i fioletowej, stronie. Mamy więc piękne, antysokratejskie połączenia prawdy i zła. Ten jego przekaz jest na tyle doniosły i silny, że Batman musi go wyprzeć, w innym przypadku jego misja i życie straciłyby sens.

Niestety, za Bane – królem zła w najnowszym Batmanie- nie stoi żadna doniosła ideologia, a raczej jakaś psychoza. Ten super żołnierz chce przynieść dzień sądu Gotham, problem tylko w tym, ze owe miasto, za sprawą swojego Jezusa w masce nietoperza, swoje grzechy już odkupiło. Przestało być mroczną stolicą światowej przestępczości zorganizowanej, a zaczęło być miłym miejscem, gdzie można z radością oddawać się amerykańskim wartością – pójść na mecz futbolu czy potańczyć na jakimś dancingu. Wprawdzie w późniejszym etapie filmu dowiadujemy się, że za Banem stoi współczesna lady Makbet - Miranda Tate, w której Bane jest zakochany jak dzieciak, aż po same uszy, aż po samą maskę, która ozdabia mu twarz – to jednak umotywowanie zła jest dość słabe, i znajduje się na poziomie raczej psychopatologii niż socjologii miasta i kryminologii. I nie byłoby z tym problemu, gdyby te postacie miały w sobie coś z szaleństwa. Wydają się jednak być zdrowe na umyśle i dziwi, że obrały sobie na cel zniszczenia Gotham – miasta pełnego słońca i uśmiechu. Do tego dołożony zostaje wątek rewolucji, populistycznej oczywiście – co podkreślone jest, gdy dowiadujemy się, że super żołnierz z maską na twarzy, a jednocześnie przywódca owej rewolucji, dokonał także zamachu stanu w Afryce, ustanawiając tam zapewne rządzy ropowego dyktatora. Ta rewolucja jest jednak dziwna. Nie bardzo wiadomo, czy mieszkańcy Gotham są za, czy raczej zostają do niej zmuszeni. Rozpoczyna się od wtargnięcia Banea, pucybuta i sprzątacza na Wall Street i wygłoszenia opinii o niej, którą pewnie podziela większość ludzi świata, że tam głównym zajęciem jest okradanie ludu, a sam Bane zaczyna odgrywać rolę Trockiego na sterydach w połączeniu z Che. Wydawać by się mogło, że Nolan ze zrozumieniem a nawet wsparciem dla sprawiedliwości ludowej poprowadzi film, a jednak wygrywa brytyjski umiar i poszanowanie własności prywatnej, oraz to, że Batman jest oczywiście przedstawiciele Tea Party, no czasem jak zmięknie to współczującego konserwatyzmu. Rewolucja zostaje więc obśmiana i sprowadzona do teatry dla mas- sądy ludowe – a złodziejstwa jako jej dominującej przyczyny – lewe transakcje.

Rewolucja jest jedynie wątkiem pobocznym, głównym jest oczywiście to, że Miranda Tate przy pomocy Ligi Cieni chce wypełnić misję swojego ojca – zniszczyć Gotham.
I tu dochodzimy do słabego podbrzusza nowego filmu Nolana. Cechuje się on wprawdzie oryginalnością , złożonością, wielością wątków i bohaterów, jednak to wszystko jest dość niespójne. Bohaterowie działają tak, jakby nie chcieli wygrać, w wyjątkowo perfidny sposób utrudniają sobie zadanie, np. zamiast wysadzić Gotham Bane postanawia najpierw zorganizować bachanalia rewolucyjne, pobawić się w przywódcę ludu, a dopiero później dokonać aktu masowej zagłady. Wątki często są rozwiązywane w sposób naiwny. No bo jak nie wybuchnąć śmiechem, gdy problem, który frasuje prezydenta i cały sztab generalny wojsk USA, czyli jak zneutralizować nadajnik, która ma sprowokować wybuch bomby, zostaje rozwiązany za pomocą plastikowego pudełeczka przyniesionego przez Batmana. Denerwuje też patetyczność tego filmu i jego oderwanie od rzeczywistości, przy nim nawet James Bond cechuje się realizmem. Bo jak ze spokojem można obserwować scenę, gdy 1,5 minuty dzieli Gotham od poddania się sile ognia płynącej z bomby, a trzy osoby, które mogą temu zapobiec, z pełnym skupieniem wysłuchują przemowy, czy raczej majaków, konającej kobiety. Sam Batman za to ma niezwykłą zdolność bycia w kilku miejscach jednocześnie, a dodatkowo instynktownie domyśla się, gdzie jest akurat kobieta kot. Niestety, ten film jest wypełniony mnóstwem takich errorów.
Za to warto docenić konstrukcję psychologiczną i biograficzną bohaterów, są ciekawi, skomplikowani, i fajnie zmiksowane są w nich kategorie dobra i zła. A najlepszym spośród nich jest oczywiście kobieta kot. Ubrana w fetyszystowskie wdzianka – francuska służąca lub latexowe kostiumy – cudownie łączy w sobie urokliwą dziewczynkę i zimną sukę, a scenarzyści podarowali jej najlepsze kwestie. Anne Jacqueline Hathaway , odtwórczyni roli Catwomen, zagrała świetnie, tworząc postać, która jest kameleonem emocji – od histeryczki po zimnokrwistą modliszkę.
Zgodnie ze stary polskim żywieniowym zwyczajem: schabowego zostawiłem na koniec posiłku. A tym mięsem w filmie Nolana jest obraz. Incepcja jest cenzurą w twórczości Nolana, od literata-reżysera do reżysera – literata, który jako dominantę swoich scenariusz obiera atrakcyjność estetyczną. A jest genialny w tworzeniu zdjęć, które można nazwać poezją wizualną.
Czy warto obejrzeć Dark Knight Rises? Zdecydowanie, to film przeznaczony przed wszystkim do spoglądania na niego. Jest mocno zajmujący, ale brak w nim zwartości, spójności, i tego mocnego i błyskotliwego suspensu, który cechował filmy Nolana.

Zwiastun:

Naprawdę bardzo dobra recenzja. Choć z wieloma rzeczami się nie zgadzam.

nie do końca się zgadzam, sam nie podchodziłem do tego filmu tak dosłownie, raczej z pewnym dystansem, więc i przyjemność z oglądania miałem większą. Ale recenzja świetna. :)

skasowane :D
(ślepym, że nie zauważyłem czerwonego dużego napisu -- pretensje tylko do siebie :)
z większością się zgadzam, chociaż, tak jak marsjaninzmarsa przymykałem oko.

celi - z moją recenzją jest tak jak z nowym Batmanem : jest tak długa, że ciężko ogarnąć całość, i gdy się jest już na jej końcu nie widać wielkiego znaczka spoiler :). W przypadku Batmana: film jest tak długi, że jego luki narracyjne tez umykają uwadze widza, no chyba, że idzie się do kina z hejterowskim nastawieniem, tak jak ja to czynię.:)

Dodaj komentarz